Paleta Too Faced Chocolate Bon Bons
Recenzja i swatche
Która z Nas nie lubi pięknych opakowań od Too Faced czy Benefit? Ta paletka pod tym względem nie różni się od pozostałych czekolad. Już samo jej otwieranie powoduje przypływ pozytywnych emocji, gdyż trafia w Nasz najczulszy zmysł - węch. I nie jest to byle jaki zapach moje Drogie. To zapach produktu, który wszystkie uwielbiamy czyli czekolady! Opakowanie jest zdecydowanie na +. Metalowa kasetka zamykana jest na magnes, co uchroni nasze paznokcie przed złamaniem czy zdarciem lakieru podczas jej otwierania. Jeśli obawiacie się, że takie rozwiązanie może spowodować jej otworzenie się podczas przewożenia, to muszę przyznać, że ja podróżowałam z nią już kilka razy, włożoną między ubrania i nic jej się nie stało. Paletka zawiera lusterko, a w opakowaniu dołączone są 3 propozycje makijaży - bardo przydatne dla początkujących!
W środku otrzymujemy 14 cieni w kształcie serduszek i 2 prostokąty (co jest bardzo praktycznym rozwiązaniem, gdyż odcienie najjaśniejsze zużywają się najszybciej). Kolory bardzo uniwersalne, można nimi wykonać zarówno dzienny jak i wieczorowy makijaż. Ponadto każdy kolor oczu będzie mógł używać wszystkich załączonych cieni, gdyż są to głównie odcienie brązów, beży i róży, które pasują każdemu. Przyznam, że to właśnie przekonało mnie do jej zakupu. Wcześniej nie nabyłam paletek Too Faced, ponieważ ich kolorystyka nie do końca trafiała w moje gusta- w jednej był niebieski cień, którego z pewnością nie użyłabym ani razu, a w drugiej zbyt dużo odcieni złotych i miedzianych, w których wyglądam tragicznie.
Cienie są super łatwe w nakładaniu - nawet laik poradzi sobie ze zrobieniem nimi cudownego makijażu. Dlaczego? Dlatego, ze ich blendowanie to BAJKA. Dosłownie. Mam kilka paletek innych firm typu Urban Decay, Sleek, Estee Lauder, ale z żadną nie pracuje mi się tak łatwo. Dlatego właśnie to Bon Bons wybieram do codziennego, porannego makijażu, kiedy jak wiadomo, czasu jest mało, a niezawodność produktu w cenie,. No właśnie - dlaczego niezawodność? Po pierwsze, cienie nie osypują się podczas nakładania, więc nie muszę martwić się o ewentualne ścieranie połowy zrobionego już makijażu (choć wiem, że niektóre dziewczyny na wizażu skarżyły się, że tak, ale ja nakładam je zawsze na bazę, więc może to jest różnica). Po drugie wszystkie kolory świetnie utrzymują się w ciągu dnia. Nic się nie rozmazuje, nie osypuje, kolory nie zlewają się w papkę jednego koloru. Po 8 h wyglądają nadal tak jak je nałożyłyśmy. Dodatkowy + dla firmy za to, że te cienie naprawdę nie uczulają. Dla porównanie powiem Wam, że zwykle nie maluję dolnej powieki - z założenia nigdy. Powód jest prosty - moje oczy łzawią przy wszystkich cieniach nałożonych w tych okolicach co po kilku minutach doprowadza do tego, że ani z cieni, ani z korektora, ani z niewodoodpornego tuszu nic nie zostaje. Te cienie pod tym względem są niesamowite! Bez problemu mogę pomalować nimi dolną powiekę i oczy w ogóle nie łzawią!
Co do samej kolorystyki.
Znajdziemy tam dwa bardzo jasne odcienie - Satin Sheets (który jest naprawdę satynowym kolorem, lekko opalizującym na róż/złoto) oraz Divinity (kremowy, ma malutkie drobinki, których na oku nie widać, a dają efekt rozświetlenia).
Następnie paleta róży czyli Sprinkles (jaśniutki róż, idealny do makijażu glow/baby face), Cotton Candy ( średni odcień ciepłego różu) oraz Totally Fetch ( ostry róż wpadający w fuksję, moim zdaniem bardzo fajny na dolną powiekę do podkreślenia brązowego makijażu).
Brązy są reprezentowane przez Cashew Cheew ( ciepły, delikatny beż, idealny do modelowania oka w załamaniu), Pecan Praline (chłodny odcień jasnego brązu wpadającego w szarość, do podkreślenia załamania w chłodnym makijażu), Almond Truffle (średni brąz, taki, który powinien znaleźć się w każdej uniwersalnej paletce, idealny do dziennego makijażu), Molasses Chip (brąz opalizujący na złoto, ale muszę przyznać, że jest to piękny złoty kolor, który pasuje do każdego koloru oczu), Mocha (średni matowy brąz, dość ciepły), Bordeaux ( ciepły, ciemny brąz, fajny do wymodelowania zewnętrznego kącika i podkreślenia dolnej powieki), Malted (mój ulubiony kolor, ciemny czekoladowy brąz z delikatnymi opalizującymi na złoto drobinkami, które są jednak na tyle rzadkie, że nienachalne a pięknie wydobywają brązowy makijaż oka) oraz najciemniejszy Dark Truffle ( bardzo ciemny brąz z drobinkami).
Ponadto w paletce znajdziemy jeszcze Cafe au Lait (bardzo jasny srebrny, wpadający w beż, do wewnętrznego kącika, bardzo błyszczący), Earl Grey ( pięknie wydobywa zielony kolor oczu, gdyż jest to zieleń właśnie ale wpadając w czerń na oku, bardzo udany odcień) oraz Black Currant (jak sama nazwa wskazuje jest to kolor oberżyny, z drobinkami, na oku wypada rewelacyjnie).
Od lewej: Divinity, Satin Sheets, Sprinkles
Od lewej: Cafe Au Lait, Cotton Candy, Totally Fetch, Black Currant
Od lewej: Molasses Chip, Bordeaux, Malted, Dark Truffle
Od lewej: Almond Truffle, Cashew Chew, Pecan Praline, Mocha
I na koniec: Earl Grey
Paletka Too Faced Chocolate Bon Bons, o której wydawało by się, że jest tylko tanim chwytem reklamowym okazała się prawdziwą rewelacją. W dodatku tańszą niż Naked od Urban Decay, a muszę przyznać, że jakościowo dużo lepszą.
Pozdrawiam!