pielęgnacja

EOS - czy faktycznie jest się czym zachwycać?

15:41 Unknown 50 Comments

Dziś spróbujemy rozprawić się ze sprawą osławionych balsamów do ust EOS. Czy faktycznie są warte zwrócenia na nie oka? Zapraszam!
  

 Na blogach niedawno była fala na balsamy do ust EOS. Wszyscy chwalą, mówią, że idealnie nawilżają, że zajady znikają, mają piękny zapach, idealną konsystencję... cóż... Ja się nie zgadzam. Absolutnie. I już na wstępie mówię, że nie będzie to pochlebna recenzja.


Przed EOSem byłam zachwycona balsamami do ust z Blistex (o których pisałam tutaj). Nadal nie znalazłam nic co by je pokonało. Widząc jednak te wszystkie pochlebne opinie o magicznych jajeczkach postanowiłam sobie takie sprawić. Wybrałam zapach sweet mint, który jest naprawdę cudowny. Co więc sprawia, że jestem z tego produktu tak niezadowolona? Przede wszystkim to, że gdy używałam Blistexów to NIGDY nie miałam spierzchniętych ust (nawet w zimie), nie pękały mi kąciki ust, nie miałam zajadów, ani suchych skórek. Każda szminka wyglądała na tym balsamie idealnie, a nawilżenie utrzymywało się bardzo długo (choć wiem, że wiele z Was ma na ich temat inne zdanie, co tym bardziej skłania mnie do stwierdzenia, że to jak te balsamy działają zależy od stanu naszych ust). Nie wiem co mnie podkusiło, żeby kupić EOSa, naprawdę nie wiem. Chociaż nie... sory - wiem - chęć posiadania czegoś nowego i pozytywne opinie o tym produkcie. Głupia. Jednak może przejdźmy do właściwej recenzji.


Balsam przychodzi do nas w pięknym opakowaniu, które absolutnie nie ściera się w torebce i po miesiącu użytkowania nadal wygląda bardzo estetycznie. Produkt ma idealną konsystencję - nie nakłada się za dużo ani za mało, nie jest zbyt miękki ani zbyt twardy. Zapach jest przepiękny, w moim przypadku miętowy i utrzymuje się bardzo długo na ustach, jednak nie jest męczący. Na ustach pozostawia delikatną poświatę, jak to zwykle mają w zwyczaju pomadki niekoloryzujące. I to by było na tyle jeśli chodzi o plusy.

Przejdźmy do minusów...

Nawilżenie jakie otrzymujemy przy tym balsamie jest... zerowe. Serio. Dla mnie EOS praktycznie w ogóle nie nawilża. Jedyne co robi to fizycznie jest na naszych ustach. Ciągle robią mi się przy nim zajady, suche skórki, oblizuję usta bo są przesuszone. A dodam, że jest przecież lato, więc warunki pogodowe nie są takie aż znowu ciężkie. W zimie przy Blistexie zajad zdarzył mi się raz na rok, a przy EOSie mam je co chwile, w dodatku nie chcą się nim leczyć. Żeby ten balsam działał to musiałabym chodzić nim wysmarowana chyba cały czas! A w praktyce używam takich kosmetyków tylko rano, pod każdą szminkę oraz na noc. W dodatku balsam wcale nie utrzymuje się długo na ustach. Krótko mówiąc, totalna porażka. A cena? 20 zł za taki badziew to gruba przesada! Blistexa mam za 10 zł. Nie polecam.

A jak tam Wasze odczucia z używania EOSów? Jesteście zadowolone?




50 komentarze: