must know,

Clarisonic Mia 2 - szczotka cud czy bubel?

17:56 Unknown 0 Comments


Dziś postanowiłam przedstawić Wam moją recenzję szczotki Clarisonic Mia 2. 

Zacznijmy może od tego co obiecuje producent:

Szczoteczka Clarisonic wykracza poza funkcję samej tylko szczoteczki, stając się urządzeniem stymulującym skórę: usuwa sześciokrotnie więcej zanieczyszczeń niż przy użyciu rąk, zmniejsza pory i już po dwóch tygodniach stosowania przywraca promienny blask cery, optymalnie poprawia wchłanianie produktów pielęgnacyjnych i w znaczącym stopniu zwiększa ich skuteczność.

Co ja sądzę?
Posiadam szczoteczkę od maja 2014 roku. Cena regularna jest moim zdaniem dość wysoka (ja swoją kupiłam na promocji w sephorze - 20%).  Szczotka jest bardzo poręczna, bateria trzyma dość długo i można jej bez problemu używać pod prysznicem oraz zabierać na wyjazdy. Mamy do wyboru 4 rodzaje końcówek:
  • bardzo delikatna
  • wrażliwa
  • normalna
  • do skóry o rozszerzonych porach
Z tego co wiem standardowo do szczoteczki jest dodawana końcówka do skóry wrażliwej i taką też posiadam. Urządzenie jest zaprogramowane tak aby każdą część twarzy czyścić przez określoną ilość czasu. Daje nam znać wibracjami kiedy czas na określoną partię buzi się skończył i wtedy przechodzimy do następnej :) Szczoteczki możemy używać raz (wieczorem) lub dwa razy dziennie. Bateria ładuje się jakby "na magnez", ładowarka jest mała i poręczna, łatwo ją wszędzie zabrać. To by było na tyle jeśli chodzi o wiadomości czysto techniczne. Przejdźmy teraz do tego co Was najbardziej interesuje, czyli działanie!

Używałam jej 2 razy dziennie, rano i wieczorem. Po miesiącu zauważyłam dużą poprawę stanu skóry (wcześniej zmagałam się z licznymi niedoskonałościami), wszystkie powierzchowne niedoskonałości zagoiły się. Pozostały jednak te głębokie co w końcu zaprowadziło mnie do dermatologa i na leczenie izotretynoiną... Jednak używałam szczoteczki do końca sierpnia - z uwagi na leczenie Aknenorminem zrezygnowałam na czas leczenia z Clarisonica, ale jak tylko skończę (a to już za 2 tygodnie!) to na pewno do niej wrócę! Dlaczego? Bo:
  • doskonale usuwa makijaż
  • masuje naszą skórę co jest mega przyjemne i odprężające wieczorem
  • codzienny masaż tą szczotką zapobiega powstawaniu zmarszczek, pobudza krążenie skóry twarzy
  • rozjaśnia cerę (wszystkie przebarwienia i pozostałości po pryszczach szybciej schodzą)
Czy warto wydać na nią aż ponad 600 zł? Moim zdaniem tak. To inwestycja w naszą skórę, której na pewno nie pożałujemy. Jeśli boicie się tego, że macie wrażliwą skórę - nie bójcie się. Urządzenie jest bardzo delikatne i prawidłowo używane nie powinno zrobić Wam krzywdy. Myślę, że wiele efektów działania tej szczotki nie będzie widocznych od razu np. jej działanie przeciwzmarszczkowe czy dobroczynny wpływ codziennego masażu na kondycję naszej cery, jednak podczas tych 3 miesięcy kiedy jej używałam zdecydowanie nastąpiła u mnie poprawa stanu skóry, rozjaśniła się, pory były zmniejszone i nie przetłuszczała się już tak bardzo. 
Nie liczmy jednak na cud - pory będą zwężone, ale gdy przestaniemy jej używać znów się rozszerzą. Zaskórniki jak były - tak będą. 
Co mnie więc przekonuje?
Przede wszystkim to co napisałam wyżej oraz fakt, że wierzę, że po użyciu tej szczotki (dokładne zmycie makijażu + masaż skóry) wszystkie składniki które na nią nakładam wchłaniają się lepiej :)

Podsumowując - to droga impreza i nie uważam, że to must have, ponieważ to samo można osiągnąć stosując muślinową ściereczkę lub masując buzię codziennie ale... z tą szczotką zdecydowanie łatwiej dbać o skórę. Polecam przede wszystkim do skóry problematycznej, trądzikowej, z przebarwieniami, osobom z poszarzałym kolorytem oraz kobietom po 30, które chcą zatrzymać młodość na dłużej, a ciągłe życie w biegu im tego nie ułatwia :p

Macie jakieś doświadczenia z tą szczotką lub z podobnymi? Co o nich sądzicie?

0 komentarze:

tutoriale

Makijaż - morska kreska na górnej powiece :)

11:39 Unknown 0 Comments



Dziś mam dla Was prosty makijaż z morską kreską na górnej powiece. Wykonanie jest banalnie proste, a morska kreska idealnie podkreśla kolor zielonych i niebieskich oczu! Nie jest to jakiś szczyt makijażowych możliwości, ale w momencie kiedy spieszycie się do pracy/ na uczelnie uważam, że to idealny szybki makijaż na wiosnę :) 

Oto co robimy:

1. Na całą powiekę nakładamy jasny, cielisty cień (fajnie jak jest trochę opalizujący)

2. Na górną powiekę, wzdłuż linii rzęs, dość grubą kreską nakładamy cień w grubej kredce w morskim kolorze - mój to Lovely eye shadow pencil kolor nr 4 - śmiesznie tani (coś koło 6 zł)

3. Wzdłuż linii rzęs nakładamy cieniutką kreskę czarną kreskę - tylko na linii rzęs i do linii rzęs - nie wychodzimy poza ich linię ani w wewnętrznym ani w zewnętrznym kąciku oka

4. Czarną kreskę rozcieramy skośnym pędzelkiem do góry razem z niebieską tak, aby ładnie się ze sobą złączyły. Dodatkowo w zewnętrznym kąciku wyciągamy te roztarte razem cienie w taki sposób aby stworzyła się coraz cieńsza linia (coś jak linia eyelinera) dzięki temu powiększymy oko :p

5. Beżowy cień z góry rozcieramy odrobinę ku dołowi alby ładnie zlał się z całością

6. Na dolną powiekę do mniej więcej 1/3 jej długości nakładamy również ten sam morski cień i rozcieramy skośnym pędzelkiem do połowy długości dolnej powieki.

7. Tuszujemy rzęsy i gotowe :)


Co sądzicie?


0 komentarze: