makijaż

Tusz do rzęs Bobbi Brown Smokey Eye - recenzja

09:48 Unknown 35 Comments

Marka Bobbi Brown słynie z dobrych kosmetyków. Jestem wielbicielką ich rozświetlaczy, róży, bronzerów. Mają świetne cienie, cudowny, żelowy eyeliner. Nie było w sumie kosmetyku z tej firmy z którego nie byłabym zadowolona. Postanowiłam więc wypróbować tusz Bobbi Brown Smokey Eye. Czy się u mnie sprawdził? Zapraszam!


Tusz zamówiłam razem z innymi miniaturami produktów Bobbi Brown w zestawie. Miałam w planie najpierw wypróbowanie innych maskar, jednak tej byłam tak ciekawa, że postanowiłam przesunąć ją na miejsce numer 1. Niestety okazało się, że to totalna porażka!


Dlaczego?

Dlatego, że skleja rzęsy, ciężko pomalować nią końcówki bo tam nie dociera! Dodatkowo wydaje mi się, że jest zbyt sucha - niby nie zostawia grudek, a jednak jest moim zdaniem taka "mało mokra". Po pomalowaniu nią rzęs, ujawniają się pajęcze nóżki, a bardzo nie lubię tego efektu. Dodatkowy minus to fakt, że odbija się na policzku w związku z tym dolne rzęsy tylko lekko nią muskam, a nie maluję tak jak zwykle całe. Dodam, że zwykle nakładam jedną warstwę tuszu, tutaj muszę nałożyć dwie. Końcówki maluję na samym początku, ponieważ wiem już, że później nic z tego nie będzie. Maskara nie podkręca rzęs i ma zbyt mało intensywną czerń jak na mój gust. Szczoteczka utrudnia też ich rozczesanie. Po zastosowaniu serum do rzęs, są one długie i potrzebuję maskary, która je wyczesze i poukłada. Tu nie ma co na to niestety liczyć.

Ok. Wyżaliłam się - teraz mogę ją trochę pochwalić. Pochwały niestety są tylko dwie. Piękne, klasyczne, czarne opakowanie. Szczoteczka taka jak lubię, dotrze do nawet małych rzęs w wewnętrznym kąciku oka, łatwo się nią manewruje. I tyle.


Jest to absolutnie najgorsza maskara jakiej kiedykolwiek używałam (mam na myśli również te tańsze, za 20 - 30 zł). Kończąc, powiem tylko, że większego kitu w tej półce cenowej już dawno nie spotkałam i jestem skłonna stwierdzić, że nawet tusz z Lovely za 5 zł mnie bardziej zadowolił niż to "cudo". Dobrze, że była w towarzystwie innych świetnych produktów, ponieważ gdybym wywaliła na nią 120 zł w regularnej cenie i w dodatku miała do zużycia pełnowymiarowe opakowanie zamiast tego małego to chyba bym się załamała. Z tym małym muszę się niestety jakoś przemęczyć, bo przecież nie będę wyrzucać. NIE POLECAM!

Oto efekt po pomalowaniu - widać sklejone rzęsy, pajęcze nóżki, każda rzęsa w inną stronę...






Od lat mam już w tej kategorii swojego ulubieńca, jednak (z głupoty oczywiście) zdarza mi się go czasem zdradzać z innymi "nowościami". Zwykle wychodzi jednak na to, że wracam grzecznie do Diorshow Iconic Overcurl z podkulonym ogonem. Więcej o niej można przeczytać tutaj.

A Wy dziewczyny macie swoich tuszowych ulubieńców? Dajcie znać - chętnie wypróbuję jakieś nowości!


35 komentarze: